Kolejny Rodzinny Spływ Kajakowy już za nami, a jeżeli weekend to dlaczego by nie aktywnie?
Tak też ochocza grupa Parafian (i przyjaciół) z Kokotka i okolic postanowiła spędzić weekend 22-24 sierpnia- w kajaku.
Strona A4 to niewiele, żeby rozpisać się o wszystkim co nam się przydarzyło, o ludziach, których spotkaliśmy, o rozmowach, szalonych akcjach na rzece… no ale, jak trzeba to trzeba, więc od początku…
Piątkowy poranek przywitał nas bardzo wcześnie, przynajmniej mnie bo pobudkę miałam już przed piątą rano. Bardzo wcześnie ale i też bardzo wdzięcznie bo od rana pogoda była zachwycająca i nawet drobne chmurki nie były w stanie przyćmić naszego zapału i entuzjazmu.
Jak to już nasza tradycja wyprawowa nakazuje, tak i tym razem rozpoczęliśmy ją mszą o 6:00 rano (no, może parę minut po szóstej), oczywiście w naszym Kościele. Szybkie przepakowanie, żeby zabrać jak najmniej samochodów i w drogę!
Docieramy do Tomczyc (jakieś 13 km. od Nowego Miasta nad Pilicą, gdzie w zeszłym roku skończyliśmy spływ), przedzierając się przez wąziutkie uliczki tej małej osady docieramy do plaży, to tutaj! Pilica w tym miejscu jest przecudna, szybki nurt, nieuregulowany brzeg, ryby co chwile pluskające się w wodzie i ta dzika przyroda dookoła, już na starcie wiedzieliśmy, że to będą piękne dni! I tak też było… Piękne i mozolne, bo w końcu to wakacje i po co się przemęczać, bo rzeka i tak zawsze poniesie!
Do soboty słońce nie opuszczało nas ani na chwile, co okupione zostało niejedną Czerwoną Twarzą :), ale już od sobotniego popołudnia zaczęły do nas docierać niepokojące wiadomości od znajomych, którzy zostali w domu o nagłym, niedzielnym załamaniu pogody. Oczywiście, przezorny zawsze ubezpieczony i każdy z nas przygotowany był na taką ewentualność… Tak też niedzielny poranek obudził nas deszczem i chłodem, co jednak nie zraziło dziarskich uczestników wyprawy i zaraz po śniadaniu, szczelnie opakowani w foliowe płaszcze i kurtki, ruszyli naprzeciw falom i niepogodzie.
Dotarliśmy! Po niecałych dwóch godzinach sumiennego wiosłowania, tuż za ogromnym mostem kolejowym czekała na nas stanica w Warce.
Oto kres naszej wyprawy, ale za rok znowu tu wrócimy i znowu spędzimy ten czas ze sobą nawzajem, ale przede wszystkim z Bogiem, obecnym w każdej chwili, w każdej roślince, rybce, grubo posmarowanej Nutellą kanapce przygotowanej specjalnie dla Ciebie przez przyjaciela, rozmowie i uścisku, ale przede wszystkim w drugim człowieku, który był zawsze obok i zawsze gotowy do pomocy. 🙂
Za co chciałabym wam wszystkim bardzo podziękować, że byliście i jesteście!
Agnieszka Wąs
Na koniec zamieszczamy jeszcze specjalne podziękowania od Eweliny:
Najlepiej ze spływu wspominam to, że wszyscy sobie wzajemnie pomagali, jeden drugiego traktował jak rodzinę, w każdej sytuacji można było liczyć na drugą osobę. Tego właśnie doświadczyłam przez te wspaniałe trzy dni, których na pewno nigdy nie zapomnę. A największe podziękowania są właśnie dla O. Jana bo to wszystko dzięki niemu się wydarzyło. 🙂