RODZINNY SPŁYW KAJAKOWY – WARTA

27-28.08.2011

„Nie bój się, wypłyń na głębie! Jest przy tobie Chrystus”

No i wypłynęliśmy może nie na głębię ale i tu potrzebne było trochę chęci, odwagi i dużo dobrego humoru, którego nie brakowało. 27 uczestników w tym 5 dzieciaczków i 2 duchownych o. Bartek i o. Janusz – też prawie jak dzieciaczki 🙂 pozwoliło sobie na chwileczkę zapomnienia i w oderwaniu od codzienności władowało się w 13 kajaków i dawaj czadu.

Piękne radosne szaleństwa – wojna na wiosła czyli chlapanie i wyścigi, a gdy wiosła się zmęczyły wesołe ludziska zażywały kąpieli słonecznych, wodnych i zdrowotnych okładów błotnych, a jak ktoś musiał na stronę to były nawet bicze, może nie szkockie ale bicze:-). Tradycyjnie piłka też znalazła czas dla siebie. Zdarzały się też ekstremalne momenty. Może gumy nikt nie złapał (nawiązując do innego rodzaju wypraw), ale zanurkował nie zostawiając na sobie i swoim ekwipunku suchej nitki na szczęście ekipa z kajaka nr 122 miała ponton i przerobiła go na suszarnię. To przecież woda i wszystkie chwyty dozwolone, więc co jakiś czas dawała nam odczuć kto tutaj rządzi i nurtem rzecznym spychała bezwładne kajaczki to w trawy to w krzaczki.

Pewnie sam Dobry Bóg patrząc z góry na swe rozbawione dzieci miał niezły ubaw. W tych wodnych wojażach mieliśmy też towarzystwo ważki – duże zielone z firankowymi skrzydełkami i wielkimi ślepiami, a jakby umiała mówić pewnie by zapytała – co ty tutaj robisz uuu…

Niesamowicie piękny czas, człowiek z naturą za pan-brat, ta bliskość i cisza, lekki powiew wiatru i spokój lustra wody – można odlecieć. Ale bez Jezusa puste by to było więc łączyliśmy się na wspólnej Eucharystii i modlitwie czy to na wodzie czy na lądzie, indywidualnych rozważań wierzcie mi też nie zabrakło, serducha się otwierały. CHWAŁA TOBIE CHRYSTE

p.s.

Dzięki wielkie wszystkim uczestnikom za wspaniałą atmosferę i ten wspólny czas, oraz naszym Ojcom za pomysł i zorganizowanie całej tej wodnej imprezy dla swoich parafialnych owieczek. Mamy nadzieję że na jednym spływie się nie skończy, tylko na stałe wpiszemy je do kalendarza naszych wypraw i co roku chwycimy za wiosła! – a może dwa razy do roku? 🙂